|
polskatimes.pl |
W niedzielne popołudnie, w ramach 16 kolejki angielskiej Premier League, mieliśmy okazję obejrzeć świetny pojedynek lidera z vice-liderem tabeli. Derby Manchesteru dla United. Po emocjonującym spotkaniu Czerwone Diabły wygrały 3:2, a decydującego gola zdobył już w doliczonym czasie gry Robin van Persie. Po tym meczu reszta stawki traci już do drużyny z Old Trafford 6 punktów.
Na ten mecz każdy kibic Premier League czekał od dawna. Spotkanie na Etihad Stadium nie zawiodło absolutnie oczekiwań i nadziei kibiców, a druga połowa sprowadza się do jednego słowa - thriller.
Po początkowej przewadze gospodarzy szybko do głosu doszli gracze United. Strzelili dwie bramki, a wszystkie kontakty z piłką Rooney zamieniał na coś efektownego, najczęściej na bramki. Pełna kontrola meczu, spokojna i rozważna gra podopiecznych sir Alexa Fergusona nie zapowiadały aż takich emocji po przerwie.
|
polskatimes.pl |
Jak zdążyliśmy się już przyzwyczaić, drużyny w Anglii walczą do końca. Kontaktowego gola w 60 minucie zdobywa Yaya Toure. Nie było by jednak tej bramki gdyby nie fatalne zachowanie arbitra liniowego, który pokazał pozycję spaloną Ashleya Younga przy zdobytej przez niego prawidłowo bramce. Błąd okazał się fatalny w skutkach dla zawodników w czerwonych koszulkach. Napór gospodarzy po kontaktowej bramce rósł z każdą minutą, czego efektem finalnym było piękne trafienie Pablo Zabalety po rzucie rożnym. To było wszystko, na co było stać City w tym meczu. To, co się stało w 92 minucie zostanie długo w pamięci kibiców. Rzut wolny, Robin van Persie, a do tego jego lewa noga - w Arsenalu była to mieszanka wybuchowa. Tak jak teraz. Silne uderzenie, piłka po drodze lekko ociera Samira Nasriego i eksplozja radości wśród piłkarzy i kibiców z czerwonej części Manchesteru.
Zwycięstwo mimo wszystko zasłużone. Manchesterowi United udało się wykorzystać dwie sytuacje w pierwszych 45 minutach i kontrolować przebieg gry aż do 60 minuty. Obrona była niemal bezbłędna, ale zepchnięcie do głębokiej defensywy wreszcie pokazało jej słabość. Nie zmienia to faktu, że był to najlepszy mecz linii defensywnej od kilku kolejek. United pokazali też klasę dobijając wroga w ostatnich sekundach.
|
livescore.com |
Dla City był to mecz z rodzaju tych za 6 punktów. Wygrywając zrównali by się punktami z lokalnym rywalem, a w tym momencie tracą do niego właśnie sześć oczek. Warto spojrzeć na tabelę obok. Nici również z powtórzenia wyniku Arsenalu z 2004 roku i zakończenie rozgrywek bez żadnej porażki. Co raz częściej o tym mówiono, ale to już nieaktualne. Jeszcze dużo kolejek do końca, więc United nie mogą absolutnie jeszcze czuć, że mistrzostwo jest już ich. Reszcie stawki należy życzyć powodzenia w pogoni za duetem z Manchesteru, a takich meczów jak dziś, po kilka w kolejce. Nie zmieniło się niestety nic jeśli chodzi o poziom sędziowania. Po sobotnim błędzie i podyktowaniu rzutu karnego dla Arsenalu za faul, na Santim Cazorli, którego nie było, a także dzisiejszy nieuznany prawidłowo gol Younga. Te dwie sytuacje na pewno nie przynoszą chwały i tak już fatalnie ocenianych arbitrów Premiership. Na szczęście dla sędziego Atkinsona, to United schodzili z boiska z trzema punktami. W innym wypadku miałby ciężkie życie, głównie za sprawą sir Alexa, który takich rzeczy nie wybacza. Ciężko wywalczonych punktów należy pogratulować, ale głównie tego, że zdobyli twierdzę Etihad i pokazali, iż jednak jest to możliwe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz